- Święta Faustyna zawsze chciała być zakonnicą, ale były momenty, że chciała uciec z klasztoru. Do tego namawiała ją zresztą znajoma
- Nic dziwnego. Niektóre wpisy z „Dzienniczka”, a także wspomnienia osób z otoczenia Faustyny, rzucają cień na obraz życia w zgromadzeniu
- Dzisiejsza święta była „popychadłem”, obiektem drwin i oskarżeń. Czasem pisała szczerze, że trudno to wszystko wytrzymać
- Mimo przeciwności, siostra Faustyna konsekwentnie realizowała swoje powołanie zakonne aż do śmierci, a 30 kwietnia 2000 r. papież Jan Paweł II ogłosił ją świętą
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu
Helena Kowalska (współcześnie znana jako św. Faustyna) zawsze chciała być zakonnicą. Nie zgadzali się na to jej rodzice. Bieda, w której żyła rodzina Kowalskich, była kolejną przeszkodą. Kandydatki nie mogły przyjść do zakonu z pustymi rękami. O ile mogły otrzymać zwolnienie z posagu, o tyle za wyprawkę musiały zapłacić. Helena przez rok oddawała swoje zarobki (pracowała jako pomoc domowa) do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia przy ul. Żytniej w Warszawie. W końcu udało się uzbierać odpowiednią kwotę.
W 1925 r. 20-latka przestąpiła próg zgromadzenia i obrała sobie nowe imię: Faustyna. W kolejnych latach przeżyła wiele trudnych chwil.
Św. Faustyna Kowalska notowała: „Jestem jak złodziej strzeżona wszędzie”
Trafiła do tzw. drugiego chóru. Podział na chóry (pierwszy i drugi) był związany z pochodzeniem i wykształceniem kandydatek. W zakonach żeńskich jeszcze w XX w. miał się dobrze. Siostry z drugiego chóru wykonywały prace fizyczne i gospodarskie: w ogrodzie, w kuchni, przy sprzątaniu itp. Te z pierwszego chóru były np. nauczycielkami i mogły liczyć na awans.
Faustyna miała być prostą zakonnicą, a wyróżniała się zachowaniem, co szybko zostało zakwalifikowane przez inne siostry jako problem. Dziewczyna twierdziła, że przemawia do niej Jezus. „Niech siostra sobie wybije z głowy, żeby Pan Jezus miał z siostrą tak poufale przestawać, z taką nędzną, z taką niedoskonałą. Pan Jezus tylko ze świętymi duszami obcuje, zapamiętaj to sobie” — słyszała od starszych. Z zapisków w „Dzienniczku” i wspomnień innych zakonnic wynika, że Faustyna często odbierała tego typu „lekcje pokory”.
„Mistrzyni nowicjatu, chcąc zachęcić nas do praktykowania cnót, wyznaczyła każdej z nowicjuszek jakiś kwiat, który ma naśladować. Do Siostry Faustyny powiedziała: »Siostra jest takim bukietem kwiatów przekwitłych we flakonie, które nadają się do wyrzucenia na śmietnik«. Zabolało mnie to, bo uważałam ją za najpiękniejszy kwiat w naszym zgromadzeniu. Ona jednak przyjęła to spokojnie, nie obraziła się i nie skarżyła” — tę historię zapamiętała siostra Ludwina Gadzina, a przytacza ją w biografii św. Faustyny Ewa Czaczkowska.
Nie skarżyła się ponoć także wówczas, gdy kazano jej jeść obiad na podłodze, albo gdy siostry nazywały ją „popychadłem”. „Nie jest to chwalebna nazwa — pisał ojciec Józef Andrasz, cytowany przez Czaczkowską. — „Otrzymała ją nie dlatego, że w pracy nigdzie się nie nadawała, lecz dlatego, że odznaczała się obowiązkowością i sumiennością w wykonywaniu nałożonych na nią obowiązków”.
W „Dzienniczku”, który Faustyna spisywała w latach 1934-1938, czasem jednak wylewała żale. Opisywała, że siostry „miały przyjemność” z dokuczania jej i że szukała pocieszenia u Jezusa.
„Widzę teraz, że jestem jak złodziej strzeżona wszędzie: w kaplicy, przy obowiązku, w celi. Już teraz wiem, że oprócz obecności Bożej mam zawsze obecność ludzką (…). Były chwile, że się zastanawiałam, czy się rozebrać do mycia, czy nie. Naprawdę, biedne moje łóżko, ono także było wiele razy kontrolowane. Śmiech mnie nieraz ogarnął, jak się dowiedziałam, że nawet łóżka nie zostawią w spokoju. Sama mi jedna z sióstr powiedziała, że co dzień wieczorem patrzyła się do mnie do celi, jak się w niej zachowuję” — zapisała.
„Rzuć to wszystko i wracaj”
Przykre wspomnienia zachowały się też w pamięci Aldony Lipszycowej, dawnej pracodawczyni Heleny Kowalskiej. Kobietom udało się chwilę porozmawiać bez świadków. „Pamiętam, że opowiedziała mi jakąś sprawę, gdzie dla wyrobienia pokory musiała znieść jakieś przykre dla niej upokorzenie wobec wszystkich, choć nie była winna temu, co jej zarzucano. Wszystko to zrobiło na mnie przygnębiające wrażenie, miałam poczucie, że łamią jej prostą, radosną naturę. Powiedziałam: »Hela, bój się Boga, poszłaś w służbę Bożą, i nie możesz być sobą i mówić całej prawdy. Rzuć to wszystko i wracaj«. Więcej nie mogłyśmy wtedy rozmawiać” — cytuje Czaczkowska.
Sama Faustyna odnotowała z kolei, że już krótko po wstąpieniu do klasztoru chciała z niego wystąpić, ale objawił jej się cierpiący Jezus, więc została.
Latami nie znajdowała zrozumienia ani u przełożonych, ani u spowiedników. Była wyzywana od „histeryczek” i „fantastyczek”. Bez skutku próbowała przekazać zwierzchnikom, że Jezus polecił namalować obraz, dziś znany jako „Jezu, ufam Tobie”. Pomógł jej dopiero ks. Michał Sopoćko, którego poznała po przeniesieniu do domu zakonnego w Wilnie, w 1933 r. i który został jej spowiednikiem.
Niespełna dwa lata później miało miejsce pierwsze publiczne wystawienie obrazu Jezusa Miłosiernego w Ostrej Bramie. Obraz pędzla Eugeniusza Kazimirowskiego nie spodobał się Faustynie. „Płakała, że Jezus na tym obrazie nie jest tak piękny, jakim Go widziała” — czytamy na stronie Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Na przestrzeni lat powstały kolejne wersje tego malunku. Obecnie jest to bardzo powszechny wizerunek Jezusa.
Nie chcieli wierzyć Faustynie Kowalskiej. „A jednak mnie boli…”
Biografka Faustyny opisała, że nawet gdy przyszła święta podupadła na zdrowiu, była oskarżana o udawanie. „Ja u siostry nic w płucach nie znajduję” — oznajmiła jej lekarka. „A jednak mnie boli” — miała odpowiedzieć jej Faustyna.
W rzeczywistości chorowała na gruźlicę, tylko nie udało się tego wykryć. Choroba postępowała i w końcu Faustyna trafiła pod opiekę szpitala na Prądniku w Krakowie. Leczyła się też w uzdrowisku w Rabce-Zdroju.
Półtora roku przed śmiercią Faustyna poczuła się lepiej, co uznano za cud, ale polepszenie było chwilowe. Zmarła półtora roku później w krakowskim szpitalu. Miała 33 lata.
30 kwietnia 2000 r. papież Jan Paweł II dokonał kanonizacji siostry Faustyny. Kościół uznaje przekaz św. Faustyny: wpisał do kalendarza liturgicznego Święto Miłosierdzia (obchodzone w pierwszą niedzielę po Wielkanocy), a wierni odmawiają Koronkę do Miłosierdzia Bożego, ufając, że modlitwę podyktował jej sam Chrystus.
*
25 sierpnia 2024 r. w Sanktuarium Urodzin i Chrztu św. Faustyny w Świnicach Warckich odbędzie się procesja z jej relikwiami i odpust. Uroczysta suma odpustowa planowana jest na godz. 12:00.
Sanktuarium znajduje się niedaleko jej rodzinnego Głogowca.