W poniedziałkowy wieczór profil Zbigniewa Stonogi – politycznego patocelebryty i wielokrotnie skazanego biznesmena – trafiło nagranie z rzekomego kolegium Kanału Zero Krzysztofa Stanowskiego, na którym dziennikarz ma instruować swój zespół, żeby nie realizował materiału o nadużyciach w Funduszu Sprawiedliwości. Z ust Stanowskiego padają tam takie zdania jak „wiesz, jaką mamy linię”, „nie atakujemy ich”, „nie będziemy grać w jednej drużynie z Giertychem”, „ja bym to przykrył” oraz „wiedzieliście się, na co się piszecie”. Film idealny dla wszystkich, którzy uważają, że Stanowski jest tajnym projektem PiS-u. Zbyt idealny. 12 godzin po publikacji i 5 mln wyświetleń później Krzysztof Stanowski ujawnił, że to była jego prowokacja. Na którą zbyt wiele osób, także dziennikarzy, się złapało. O całej sprawie piszemy tutaj, a poniżej wyciągam parę niezbyt przyjemnych, ale potrzebnych lekcji z tego „happeningu”
Lekcja 1: To, że coś pasuje do Twojej wizji świata, nie znaczy, że jest prawdą
Pierwsze chwile po publikacji „filmu” z kolegium Kanału Zero to wybuch radości połowy zaangażowanego politycznie Twittera/X. Gromkie „a nie mówiłem!” poniosło się po tej i tak już pełnej fejków platformie, a nazwiska Stanowski i Stonoga trafiły do czołówki wyszukiwań. Nastąpił efekt kuli śniegowej, w którym na każdym rogu algorytm podpowiadał głosy potwierdzające najgłośniejszą tezę wieczoru. Z drugiej strony obrońcy Krzysztofa Stanowskiego rzucili się też w okopy tej wojny, nie zaprzątając sobie głowy refleksją, czy komentują prawdziwe wydarzenia. Problem w tym, że nic z tego nie było prawdą. A jeszcze gorzej, że niektórzy dziennikarze także w to uwierzyli.
Lekcja 2: Jesteś czołowym dziennikarzem, nie podpalaj się jak dziecko
Pierwsza reakcja Janusza Schwertnera (Goniec), wielokrotnego laureata nagrody Grand Press za dziennikarstwo śledcze: – Porażające nagranie z kolegium Kanału Zero. Redakcja Gońca zwróciła się do Krzysztofa Stanowskiego z prośbą o komentarz – gdy tylko otrzymamy, niezwłocznie opublikujemy.
Pierwsza reakcja Wojciecha Czuchnowskiego (Gazeta Wyborcza), dziennikarza roku Grand Press 2023 i wielokrotnego zwycięzcy za newsy i dziennikarstwo śledcze: – Nagranie z kolegium redakcyjnego Krzysztofa Stanowskiego/Kanał Zero. Rozmowa o Funduszu Sprawiedliwości. Stanowski: „jest kilka osób, których nie ruszamy. Ziobry nie ruszamy. Przychodząc tutaj, wiedzieliście, na co się piszecie”.
Pierwsza reakcja Bertolda Kittela (TVN24), zdobywcy nagrody Grand Press dla dziennikarza roku 2018: – Szokujące. W życiu nie widziałem takiego łamania kręgosłupów. Czy Ziobro rządzi Stanowskim? Warto posłuchać.
Pierwsza reakcja Radomira Wita, czołowego dziennikarza politycznego TVN24 (już skasowana): – Teraz przynajmniej wiadomo, skąd w nazwie kanału wzięło się zero.
Tymczasem już wtedy pojawiały się wyraźne głosy, że wideo jest albo spreparowane przy użyciu AI, albo jest czystą grą aktorską wymierzoną w głodne sensacji media i hejterów Stanowskiego.
Jako media zbyt często pracujemy pod presją czasu, kosztów i walki o wynik. W takiej sytuacji nietrudno o błędy, ALE od nagradzanych przedstawicieli zawodu – w większości dziennikarzy śledczych(!) Czytelnicy i współrzemieślnicy muszą oczekiwać więcej. Zacząłbym od nieufności do sensacji skazanego i – jak pokazuje prowokacja – niezbyt bystrego biznesmena. Inaczej znów dojdzie do kolejnych, spektakularnych dziennikarskich wtop. Teraz piłka jest po stronie tak dramatycznie „trafionych”.
To mogą być ciekawe przeprosiny. Lub ich brak.
Lekcja 3: Media nie są aż tak do bani
Teraz część Czytelników i internautów jeździ na mediach jak po łysej kobyle. Tymczasem na liście nabranych mamy kilka nazwisk, a na liście nienabranych jest znacznie liczniejsze grono. To Gazeta.pl, Gazeta Wyborcza, Onet, TVN24, WP, Interia, naTemat, Rzeczpospolita, Polskie Radio, Radio ZET i każda redakcja, która NIE opublikowała materiału z „kolegium” Stanowskiego. W tych redakcjach zadziałały mechanizmy kontroli, odbyły się dyskusje i zostały tam podjęte najlepsze możliwe decyzje. Jako redaktor naczelny nawet nie byłem i nie musiałem być w te dyskusje włączony. Nasza wieczorna zmiana podjęła właściwą decyzję i poszła zajmować się ważniejszymi sprawami.
Lekcja 4: Nie wierzyć we wszystko Stanowskiemu
Krzysztof Stanowski nie był pierwszy. Podobną „prowokację” używając swojej wiarygodności w 2021, wykonał Kuba Wojewódzki, ogłaszając „nagły, acz spodziewany koniec programu Kuba Wojewódzki”. Całość okazała się prankiem, który miał podważyć wiarygodność mediów (i postawić Wojewódzkiego na chwilę w centrum medialnego świata). W efekcie happening podważył wiarygodność również samego Wojewódzkiego. Tak samo może być i w tym przypadku.
Oto samozwańczy odnowiciel mediów preparuje fikcyjne, wyreżyserowane nagranie z własnego kolegium, następnie wypuszcza je do internetu i patrzy z zadowoleniem na reakcje. Tymczasem trochę się od startu Kanału Zero zmieniło. To już nie jest pachnący nowością buntowniczy startup, który także mi osobiście dał dużo do myślenia. W pół roku od startu Kanał Zero jest tak staromedialny jak się da, ze wszystkimi grzechami branży: poglądami naczelnego wpływającymi na treści, publicznym wyśmiewaniem tych, z którymi się redakcja nie zgadza, dziaderstwem i kręceniem sensacji ponad miarę (tak, też to czasami robimy).
Gdy robisz medium i nabierasz – również swoich – odbiorców co do swojej podstawowej działalności (kolegium redakcyjne!), zaczniesz być traktowany jak medium, które nabiera odbiorców i obniża swoją wiarygodność. I tak dochodzisz do fajnych i śmiesznych happeningów, które tyle samo mówią o odbiorcach i innych mediach, ale też o tobie.
Lekcja najważniejsza
I tak dochodzimy do najważniejszego moim zdaniem wniosku. Żyjemy w przebodźcowanych czasach, dostajemy dziennie setki powiadomień na telefonie, zewsząd atakują nas alerty czy to o wydarzeniach, czy o premierach nowych odcinków seriali. Nawet dyskonty wysyłają nam dziś SMS-y o najnowszych, „tylko dla ciebie” promocjach.
Niestety, w tym morzu informacyjnego spamu pływają także takie happeningi, jak ten z kolegium Kanału Zero, a my jako odbiorcy mamy coraz mniej czasu na reakcję, więc podpalamy się wszystkim, wszędzie i naraz na maksymalnej intensywności.
Dlatego – i piszę to jako osoba nadmiernie korzystająca z Twittera/X – spróbujmy przestać. Dobrym początkiem będzie ograniczenie klikania w co popadnie na social mediach. Zdradzę przy okazji swój trik. Zwykle, gdy jako użytkownik widzę coś, w co odruchowo muszę się zaangażować, zadaję sobie dwa proste pytania. Pierwsze: czy ja w ogóle chcę się w to mieszać? I drugie: czy ta afera przetrwa do wieczora? Podwójne „nie” w tym prostym teście uratowało mnie już kilka razy od wdepnięcia w internetowe nawalanki, po których wszyscy – łącznie z ich organizatorami – leczyli potem kaca. Tak jak teraz.