W piątek i w sobotę, 2 i 3 sierpnia odbywał się w Biłgoraju charytatywny piknik rodzinny pod hasłem „Na fali nadziei”. Organizatorem wydarzenia była fundacja Polska Synergia, która zbiera fundusze na leczenie dzieci z chorobą nowotworową z Kliniki Hematologii, Onkologii i Transplantologii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie.
Głównym punktem dwudniowego festynu była próba przepłynięcia dystansu 80 km przez Damiana Błaszczyka. — To charytatywne wydarzenie, które ma na celu zwrócić uwagę na dzieci walczące z chorobami onkologicznymi. Chcemy wspólnie z Damianem Błaszczykiem, który podejmuje się przepłynąć w 33 godziny 80 km, zbierać środki, by wesprzeć lubelską onkologię dziecięcą. My możemy do tej pomocy dołączyć, kibicując Damianowi oraz wrzucając pieniądze do puszek — podkreślał przed rozpoczęciem pikniku Ireneusz Bulicz, wiceprezes fundacji w rozmowie z serwisem bilgoraj.com.pl.
— Założenia mówią, że powinienem przepłynąć dystans 80 km w 33 godziny. Oczywiście kolejne godziny będą weryfikowały wszystko, ale jestem zmotywowany i liczę, że uda się skrócić czas do 30 godzin. Jestem w stałym kontakcie z ratownikami, co godzinę będą do mnie podpływać osoby zaangażowane w obsługę i pomoc medyczną. W międzyczasie w wodzie przyjmował będę witaminy i suplementy oraz odżywki. Przez cały czas nie śpię i nie wychodzę z wody — mówił przed startem Damian Błaszczyk.
Damian wszedł do wody w piątek o godz. 7 rano. I przebywał w niej bez przerwy przez 33 godziny.
W sobotnie popołudnie osiągnął swój cel. Gdy wychodził z wody, mieszkańcy Biłgoraja przywitali go gromkimi okrzykami: „Damian, Damian” i gorącymi brawami. — Najgorzej było na samym początku, woda była bardzo zimna, zmroziła mi głowę, później wymiotowałem i przyszły trudne momenty, gdzie miałem ochotę się poddać. Ale była ze mną ekipa, która pomagała mi, byli ci, którzy mnie wspierali z wałów — przyznał Damian Błaszczyk w rozmowie z lokalnymi mediami.
Okazało się, że za sukcesem stoi jego wierny kibic, który nie opuścił Damiana nawet nocą. — Po 24 godzinach w wodzie, około godziny 6-7 w sobotę rano wiedziałem, że zrealizuję cel. Na brzegu była moja babcia, która całą noc nie spała, więc musiałem dać radę — cieszył się biłgorajanin po ukończeniu walki z siłami natury i z samym sobą.